środa, 17 lipca 2019


Żydostwo polskie…

Od stuleci w Polsce mieszkają Żydzi, powszechnie znani jako naród bez ziemi. Naród, ponieważ mimo utraty swojej państwowości jeszcze w czasach rzymskich, zachowali i kultywowali swoją odrębność w sferze kultury i – co jest zrozumiałe – religii, we wszystkich miejscach swojego w miarę zbiorowego osiedlenia. I chociaż judaizm jako religia nigdy nie był jednorodny, to właśnie religii należy przypisać zasługi w sferze „inności“ tej społeczności, co zawsze raziło rdzennych Polaków. Religię spajała Księga, którą (przynajmniej we fragmentach) należało czytać praktycznie w każdej żydowskiej rodzinie. Stąd w Narodzie tym nigdy nie było analfabetyzmu. /Henryk Vogler – Wyznanie mojżeszowe – Wydawnictwo AUSTERIA, Kraków 2011 s. 31/.
           Polacy, tak jak zresztą inne narody, mają wiele „narodowych“ fobii. Nie lubi się Niemców (odwieczny polski wróg, chyba numer jeden), Rosjan (także wróg, „ale i nie w pełni przystają do europejskiej społeczności wskutek swojego powiązania z Azjatami“), Ukraińców („bezwzględnych, niepewnych do dziś banderowców“), bezpaństwowych Cyganów (przylgnęło do nich miano pasożytniczo żyjących złodziei), świadków Jehowy (zarzuca się im „amerykańską nachalność          w kwestii metod przekonywania“ do słuszności ich wiary), i wymienić by można jeszcze kilka innych społecznych grup. Lecz największe uczucie chorobliwego lęku budzą u ogółu (niestety) Polaków Żydzi, których z podjudzenia narodowców, widzi się jako odpowiedzialnych za wszystkie narodowe niepowodzenia, co wyrażone zostało (czy tylko symbolicznie?) spaleniem „kukły Żyda“ na wrocławskim Rynku.
      Co, tak w niewielkim skrócie choćby, można powiedzieć o Żydach polskich, osiadłych od wieków na terytorium Rzeczypospolitej i… będących pełnoprawnymi jej obywatelami? Po pierwsze to chyba to, że wraz z Litwinami, Białorusinami, Ukraińcami, Niemcami czy Słowakami (a nawet Tatarami) przyznającymi się do swoich narodowych korzeni, wchodzą w skład ludności tworzącej polskie społeczeństwo. Z własnego wyboru uczynili Polskę swoja Ojczyzną i zazwyczaj w każdym czasie zaznaczali to swoim kulturalnym, naukowym czy też materialnym wkładem. Po drugie, Żydów we współczesnej Polsce prawie już nie ma; wyginęli całymi rodami w Zagładzie lub zostali zmuszeni do opuszczenia ojczystego kraju, językiem którego się powszechnie posługiwali, w roku 1968. Nie ma ich zatem, ale też i „są“, skoro się o nich raz po raz nienawistnie przypomina…
Przypomnijmy zatem, jak to jest z tymi „polskimi Żydami“…
        Nie warto odwoływać się do historii Polski, która wchłonęła olbrzymią część żydowskiego uchodźtwa z tzw. diaspory aszkenazyjskiej już w czasie średniowiecza, bo to jest powszechnie znane Polakom. Szczycimy się, że Rzeczpospolita obojga Narodów okazała się krajem najbardziej tolerancyjnym dla Żydów udręczonych europejskimi pogromami o podłożu religijnym. Warto jednak wspomnieć, że największa populacja polskich Żydów zamieszkiwała miasta i miejscowości Małopolski, a tam, we względnie wolnościowych warunkach, austriacka konstytucja z roku 1867 gwarantowała im zrównanie w prawach z polskimi mieszkańcami tych terenów. (W Kraju u innych zaborców, obywatele polscy wyznania mojżeszowego nie mogli korzystać z tak dobrze obwarowanej prawnie ochrony). W Małopolsce też rozwinięta została myśl tzw. judaizmu reformowanego aż do granic zasymilowania się z kulturą kraju, w którym Żydom przyszło żyć, w tym przypadku z kulturą  i językiem polskim. Życie więc zrobiło swoje i wkrótce dziesiątki tysięcy polskich Żydów stawało się świadomymi swojej wartości obywatelami polskimi, dla których język polski był językiem ojczystym, a celem, pełne obywatelskie równouprawnienie i asymilacja.
         Takiej możliwości nie mieli, lub też nie chcieli mieć Żydzi judaizmu tradycyjnego. Chasydyzm osadzony był na podłożu konserwatywnych nauk rabinów uważających Torę za wyrażone prawo Boże, poza które „wychylać się“ nie należy. A więc ważne są: tradycja, obrzędy i przede wszystkim język, bo to w sumie zaświadcza o przynależności do Narodu Wybranego. Tak pojęty judaizm (jako jedyna forma religii prawdziwej - ortodoksyjny), dopuszczał wprawdzie możliwość korzystania ze zdobyczy nauki i techniki, lecz – poza uczonością talmudystyczną – nie wydał jednostek          społecznie wartościowych. Językiem dla tego środowiska Żydów, niewspółmiernie większego od reformowanych, był jidysz, popularnie nazywany żydowskim i oczywiście nauczany w szkołach        i życiu religijnym hebrajski. Polskim posługiwano się zazwyczaj tylko w potrzebnych kontaktach      z nie-Żydami. Tych ich „żydostwo“ wyróżniało spośród zwykłych obywateli nawet w sposób bardziej widoczny niż „obca“ społeczeństwu kultura. Szczególnie dotyczyło to rabinów noszących się dość dziwacznie (pejsy, niestrzyżona broda, ciemny chałat, jarmułka), ale także i mieszczan noszących ubrania w ciemnych kolorach z obowiązkowym nakryciem głowy. Zawsze można ich było rozpoznać, zazwyczaj już z ubioru.
      To ta społeczność Żydów polskich w sposób wyraźny obnosiła swoją rozpoznawalną żydowskość i nie ulega wątpliwości, że wcale im nie zależało na tym, by utożsamiano ich z narodowością polską. Wystarczało, że są obywatelami polskimi z racji rządowych przepisów. Nie byli groźni, nie przejawiali publicznej agresji, przeciwnie, prawie zawsze narażeni bywali na jakąś formę „polskiego“ dokuczania im. To o nich pisał tuż przed wybuchem wojny, przerażony wzrostem ich populacji na ziemiach Polski Wschodniej i Kresach, jeden z wpływowych katolickich duchownych: „Ogół żydostwa zamieszkały w Polsce jest tak szkodliwy dla naszych wartości religijnych i narodowych, że wpływ jego musi być całkowicie unieszkodliwiony. (…) Katolicki naród polski, dlatego właśnie, że jest katolicki, będzie się starał, aby Katolicka Polska nie była kolonią talmudycznego żydostwa“. /Wypowiedź ks. Tomasza Wilczyńskiego Prąd t. 37, Lublin, luty 1939 r./ (Wypowiedź ta poniekąd tłumaczy, jakie podłoże miał przedwojenny polski antysemityzm).
       Ale jak potraktować (na warunki polskie) Tuwima, Słonimskiego, Brzechwę, Leśmiana, Kiepurę, Cyrankiewicza, Kuronia, Geremka czy Kornhausera – osoby, którym przypisuje się „żydowskość“,   a które bez wątpienia czuli się Polakami i tak ich przecież traktujemy? Niewątpliwie ludzie ci,           i tysiące im podobnych, chcieli być Polakami i są nimi. Zasymilowali się, władali językiem polskim jako ojczystym i swoją aktywną działalnością w społeczeństwie wzbogacali kulturowe dziedzictwo narodowe. Polska przecież nie jest krajem tylko Polaków, jak chcieliby tego niektórzy, ale krajem dla wielu jej obywateli o korzeniach innych narodowości, ogólnie zwanych mniejszościami. W efekcie jesteśmy dumni, że mamy takich często sławnych obywateli Polski. Czy komuś przyszłoby do głowy wypominać Sienkiewiczowi jego tatarskie pochodzenie? A z drugiej strony, czy komuś w Stanach Zjednoczonych postać Zbigniewa Brzezińskiego kojarzy się z Polską? Jest dla Amerykanów Amerykaninem, co najwyżej dla dociekliwych, obywatelem USA, o polskich korzeniach.
         Tu ktoś zaoponuje, że w pewnym sensie w sposób naciągany pragnę Żydów uczynić Polakami. Żydzi, to przecież tylko „naród“, do czasów Zagłady zamieszkujący terytoria polskie, lecz w rzeczy samej zamknięty w swojej religijnokulturowej enklawie. Ten „ktoś“ będzie miał rację, ale tylko przy założeniu, co do Żydów ortodoksyjnych, zadowolonych z życia na swój żydowski sposób. Jednakże tej miary nie można przyłożyć do Żydów „postępowych“, dla których językiem był polski, a celem – wpływanie swoją pracą na wzbogacenie polskiej kultury. To o tych Żydach“, niejako na ich życzenie, mówimy jako o Polakach. (Podobnie zresztą można mówić o innych obywatelach Polski wywodzących swoje pochodzenie z kręgu innych mniejszości narodowych).
       Żydom „postępowym“ niezwykle trudno było sobie zapracować na miano Polaka. Praktycznie Polakami przecież nie byli, choć wewnętrznie, poprzez język i całkowitą asymilację, nimi byli. Poza tym Żydzi byli w pewnym sensie zawsze sprytniejsi, bardziej uzdolnieni i wykształceni (do czego przykładali szczególne znaczenie), a to budziło powszechną zazdrość. To między innymi było powodem ich deportacji z kraju w roku 1968. „Prawdziwi Polacy“ w swoim nieuzasadnionym zacietrzewieniu zmusili do opuszczenia Polski innych Polaków, swoich cennych współziomków. Jeden z takich zmuszonych do emigracji opowiadał: „Jestem Polakiem, w którym żyje Żyd, i Żydem, który nie istnieje bez Polaka. Zdarza mi się grywać samemu ze sobą w szachy i wie pan, kto wygrywa? Raz jeden raz drugi…“ /Mikołaj Grynberg, Rejwach Warszawa 2018. opowiadanie: Szachy,/.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz