niedziela, 14 lipca 2019

Polskie elity – w kwestii zdolności przewidywania klęsk narodowych

Polskie elity – w kwestii zdolności przewidywania klęsk narodowych

      Poruszony nieudaczną polityką rządu (któregoś już z kolei) w kwestii stosunków i układów          z zagranicą, w jednym z patriotycznych utworków poetyckich napisałem:
W Chinach sto lat do przodu swoją przyszłość znają…
W Rosji , Niemczech i Stanach – na czas kilku rządów.
W Polsce, wszystkie się sprawy tak nam układają
Że zależy to zwykle od władczych poglądów.
(…)
         Rzecz tyczyła niekorzystnych dla społeczeństwa polskiego kontraktów handlowych, zwłaszcza ze Wschodem, a także nieprzemyślanych, przynoszących ujmę Krajowi wypowiedzi polityków          i dyplomatów. To skłoniło mnie do zbadana „sprawy“ głębiej i szerzej głównie dlatego, że dziś można sięgnąć do materiału źródłowego, którego treść jeszcze kilkanaście lat temu była niedostępna dla badacza nowożytnych dziejów Polski. Oczywiście, że nie skupiłem się na roztrząsaniu przyczyn Rozbiorów Rzeczypospolitej, gdyż jest powszechnie wiadomo (wyczerpująco udokumentowano),   że Polska została „sprzedana“ przez elity w wyniku dbania tychże o interesy własne. Wpływowa magnateria i wetująca wszystko poselska szlachta, a także – co za tym idzie, słaby król Stanisław August – wszystko to razem wzięte zaowocowało pierwszym rozbiorem Polski już w dwa lata po uchwaleniu światłej Konstytucji 3 Maja, a potem II i III rozbiorem, po których Polska straciła niepodległość na długie 123 lata.
          Zainteresowała mnie jednak utrwalona sanacyjnymi zdobyczami władza II Rzeczypospolitej mądrzejszej o doświadczenia z powstań i powstrzymanie wojsk bolszewickich w roku 1920 – tuż przed wybuchem II wojny światowej. Ponad trzydziestomilionowy naród miał w demokratyczny sposób wybrany rząd (premiera, opierającego swoje rządowe postanowienia o wyniki zagranicznych kontaktów ministra Becka), prezydenta, reprezentującego kraj w układach z mocarstwami                   i Naczelnego Wodza, który gwarantował, że w razie obcej agresji zbrojnej nie pozwolimy sobie zabrać „nawet guzika“ z połaci polskiego płaszcza (przynajmniej Niemcom). Społeczeństwo było karmione polityką utwierdzającą myśl, że mamy silny rząd, niepokonane siły zbrojne i dobrze zawarte sojusze z europejskimi sąsiadami: Anglią, Francją i neutralną Rumunią, przy czym polski wywiad ma pełną orientację co do zewnętrznych zagrożeń. Euforia była powszechna, a na wybuch wojny nawet oczekiwano, absolutnie wierząc w pewność zwycięstwa. W roku 1939 wiosną, znany nauczyciel, patriota i regionalista, napisał (i opublikował w literackim biuletynie) Kołysankę, która od razu zachwyciła Polaków. „Luli synuś, luli – nie grozi ci nic, bo nad Tobą czuwa, Bóg i Śmigły-Rydz. (Mieczysław Szurmiak, opublikowano w Młoda Polska nr 5/6 z maja 1939 r.).
           Tymczasem Hitler anektował Austrię, potem Czechosłowację i coraz śmielej upominał się       o Gdańsk i korytarz eksterytorialny przez Polskę łączący Rzeszę z Prusami Wschodnimi. Zawierał jednocześnie korzystne dla siebie sojusze z innymi silnymi dyktatorami. A Polska, będąca krajem ściśniętym terytorialnie pomiędzy dwoma niedawnymi zaborcami, jak gdyby tego nie zauważała. Można śmiało powiedzieć, że wywiad wojskowy i dyplomacja po prostu nie funkcjonowały…         W efekcie tego uśpienia 23 sierpnia 1939 w Moskwie podpisany został układ o nieagresji pomiędzy ZSRR i Niemcami, a wraz z jawną częścią układu podpisany został także tajny załącznik, dzielący terytorium Polski pomiędzy te państwa. W Polsce nie za wiele sobie z tego robiono. Ot, fanaberie dyplomatyczne …
       …I stało się… Już w pierwszym dniu wypowiedzianej przez Hitlera wojny Polsce wiele polskich miast było bombardowane przez eskadry Luftwaffe. Trzeciego dnia wojny, włoski dyplomata, hrabia Galeazo Ciano pisał dla włoskiej prasy: „Pochód niemiecki w Polsce jest piorunujący”. Trzy dni póżniej premier rządu polskiego Felicjan Sławoj-Składkowski składa ministrom „nieprawdopodobne“ oświadczenie: „Marszałek [Rydz-Śmigły] oświadczył mi, że wojska niemieckie są o kilkanaście kilometrów od Warszawy, i że w takich warunkach w Warszawie nie można ani spokojnie rządzić krajem ani dowodzić wojskiem”. (ten i dalsze cytaty za Rok 1939Rozbiór Polski, Wyd. AGORA, Warszawa 2009). Siedemnastego września Wódz Naczelny Edward Rydz-Śmigły wydaje rozkaz wycofania wojska i sprzętu do Rumunii i na Węgry. Dzieje się to po tym, jak wojska bolszewickiej Rosji przekroczyły na całej szerokości wschodnią granicę Polski. Zresztą w Kołomyi, kilkanaście kilometrów od granicy z Rumunią, rząd Polski, z Wodzem, prezydentem i innymi ważnymi dla państwa przedstawicielami władzy i wojska, rezyduje już od kilku dni… Zaskoczona     i przerażona Warszawa walczy jeszcze. Cofające się zdziesiątkowane Armie tak samo. Tylko elity wraz z rodzinami sa w „bezpiecznym“ miejscu z jakąś wydumaną perspektywą odtworzenia rządu     i armii na Zachodzie...
         W „rzeczywistym“, napadniętym Kraju nie ma rządu, a nawet władz lokalnych – „(…) śladem za władzami cywilnymi i policją uciekała [a za nią] bez sensu, setki kilometrów, ludność. Tłum wali bezładnie“… Wódz Naczelny (po kampanii ze strony ZSRR) wydaje jeszcze rozkaz, by w żadnym przypadku nie walczyć z bolszewikami, co w efekcie doprowadzi internowanych oficerów do kaźni w Katyniu i Starobielsku. Mądre to było?... Nic też dziwnego, że wielu dowódców i żołnierzy często bagatelizowała ten „rozkaz“. „Próbowaliśmy [jeszcze] atakować. Batalion zmotoryzowany wali co sił w kierunku bolszewików (…) Niestety, wszystko ma swój koniec – karabiny przestały strzelać, brak amunicji. Tego też nie szło przewidzieć?...
        A w przyjaznej nam neutralnej Rumunii zaszły (znowu „nie dające się przewidzieć“?) zmiany. „Na placu, niedaleko stąd, Rumuni rozbrajają naszych żołnierzy. Rozbrojonych ładują do polskich samochodów i wywożą w niewiadomym kierunku. (…) Byliśmy upokorzeni. Wstydziliśmy się. Rumuńscy żandarmi kazali nam złożyć broń w przydrożnym rowie. (…) Urzędnicy /państwowi/ będą rozrzuceni w terenie, wojsko internowane, sprzęt zabrany… Rząd polski (z prezydentem i Wodzem Naczelnym już na emigracji) nie miał zielonego pojęcia o tym, że dyplomaci Rzeszy doprowadzili   w międzyczasie do przesunięcia się Rumunii pod wpływy Hitlera. „…Upokorzeni i z goryczą piołunu w ustach jedziemy przez terytorium Rumunii. Podjechaliśmy do Czerniowic, a tam dowiedzieliśmy się, że granice Polski przekroczył też Śmigły, co w ówczesnym położeniu, gdy biły się jeszcze poszczególne jednostki i przy panujących wtedy nastrojach zrobiło straszne wrażenie“… – dopowiada jeden z tych, którzy ten wstyd za zachowanie się uciekającej władzy odczuli bezpośrednio na sobie.
         Po 28 dniach beznadziejnej walki kapituluje Warszawa. Do niewoli trafia około 140 tysięcy jej obrońców. I to już koniec (wstępnie) narodowej tragedii. Ambasadorowi RP w Brazylii, Stanisławowi Skowrońskiemu „wszyscy stawiają pytania: : Co się stało, przecież tak krótką obronę i tak szybki atak, który w ciągu trzech tygodni zlikwidował, bądź co bądź, przeszło 30-milionowe państwo, znaleźć trudno w historii? Czy wasza mocarstwowość polegała tylko na blefie? Czyście nie wiedzieli, co się dzieje u waszego sąsiada? …Po kapitulacji Francji, w Krakowie (a pewnie i w całej Polsce) powtarzano żart: „Premier Francji pyta Naczelnego Wodza sił polskich Rydza-Śmigłego: – Jak to się stało, że wytrzymaliście taki silny atak na Warszawę aż przez cztery tygodnie? Paryż bronił się tylko dziesięć dni… „A, nie wiem, bo mnie przy tym nie było – odpowiada Wódz“…

Ten i kilka innych felietonów noszących znamiona reportaży, zebrałem w opracowaniu zatytułowanym: Czyta się... (na co wskazują przypisy) i niektóre zamieszczę tu, jako że wielu blogerów może to, sądzę, zainteresować.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz